W pierwszym artykule z serii „Śladami wiary na rowerze” rozmawiając z ks. Marcinem Naporą usłyszeliśmy o wyprawach do Lizbony i do Rzymu. Jak wyglądała ich podróż na spotkanie młodych z papieżem Franciszkiem? Ile dziennie przejechali kilometrów? I czy da się walczyć nie tylko ze zmęczeniem, ale i z naturą? Zapraszamy do lektury.
Poranek 8 lipca 2023 roku. Dla niektórych kończył się właśnie pierwszy tydzień wakacji. Czas odpoczynku, wyjazdów, obozów czy rekolekcji. Natomiast dla nas rozpoczynała się niesamowita przygoda połączona z czasem pełnym wyzwań, przygód, przezwyciężania słabości i walką nie tylko z sobą, ale i z naturą.
Budynek krakowskiego seminarium. To właśnie w tutejszej kaplicy Mszą Świętą pod przewodnictwem bp. Roberta Chrząszcza rozpoczynamy naszą podróż na Światowe Dni Młodzieży do Lizbony. Zawierzając Bogu wszystkie sprawy związane z tą wyprawą ruszyliśmy w trasę. Na pierwszy dzień rozgrzewkowo- 100 km do Mikołowa. Tam zostaliśmy przyjęci na nocleg u sióstr Boromeuszek. Kolejny dzień- niedziela. Mówi się, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, a że my wstaliśmy wcześnie rano to Bóg obdarzył nas piękną, słoneczną pogodą. I tak po przejechaniu 163 km dotarliśmy do Oławy. W parafii Miłosierdzia Bożego, gdzie mieliśmy nasz nocleg odprawiliśmy Mszę Świętą w intencji o nowe powołania kapłańskie. Bo z tą intencją jedziemy do Lizbony.
„Guten Morgen”. Witamy Niemcy
Kolejny dzień i pierwsze kłopoty. Był to dzień loteryjnej pogody- raz słońce, raz deszcz. Gdyby jeszcze tego było mało pojawiły się problemy sprzętowe. Dzień nie był łatwy, ale cel udało się osiągnąć- opuściliśmy Polskę, a zawitaliśmy do jednego z siedmiu krajów, które będzie nam dane odwiedzić. Jesteśmy w Niemczech, a dokładnie w Görlitz. Dzień czwarty i ciąg dalszy podróży przez Niemcy. Docieramy do Chemnitz. Liczniki rowerowe wskazywały 176 km i 1821 m przewyższeń, więc trasa nie była łatwa, ale daliśmy radę. Odpoczynek czekał nas w niemieckiej parafii, gdzie gościł nas przemiły gospodarz- ks. Benno. Co nas czeka jutro? Pierwsze wyzwanie- 200 km i kilka dużych wzniesień.
I nadszedł kolejny, już 5 dzień, dzień, kiedy doświadczyliśmy cudu. Trasa 180 km, prawie 2000 m przewyższeń i do ostatniego momentu niepewne miejsce noclegu. I wtedy doświadczyliśmy opieki Pana Boga nad naszą podróżą, gdyż nagle zadzwonił telefon. Dziwny o tyle, że otrzymaliśmy informację, iż znalazł się nocleg tam, gdzie chcieliśmy i wtedy, kiedy chcieliśmy. Odetchnęliśmy z ulgą, a dzień pełen wrażeń zakończyliśmy w Eisfeld. Szósty dzień trwał długo, bo nasze budziki zadzwoniły już o 5.00 rano. Ale stało się to już naszym zwyczajem. Długa także była i trasa- rekordowe 235 km i 2000 m przewyższeń dało się nam we znaki. Dlatego kolacja i nocleg w polskiej parafii w Mainz to było to, czego nam było trzeba po tym wyczerpującym dniu. I właśnie wybiło nam 1000 km, a co przed nami? Kolejny dzień podróży przez Niemcy to 169 km i kilka wzniesień. Gospodarz, u którego mieliśmy nocleg stwierdził, że wszystkie okoliczne górki zwiedziliśmy. Pytanie na kolejny dzień- czy można być na rowerze w 4 krajach jednego dnia?
Dzień 8 to odpowiedź na pytanie, które pojawiło się na końcu poprzedniego akapitu. Przejechaliśmy przez 4 kraje docierając z Niemiec do Francji. I już tutaj poczuliśmy klimat Światowych Dni Młodzieży, gdyż z hymnem ŚDM na ustach czekali na nas dzisiejsi gospodarze. Nocowaliśmy w Rethel u pewnej rodziny, której historia jest szczególnie związana właśnie ze Światowymi Dniami Młodzieży. Docieramy do końca pierwszego etapu naszej wyprawy. Po przejechaniu 150 km, oprócz dotarcia na miejsce noclegu doświadczyliśmy walki z wiatrem. I jak się okazało zjazd ze wzniesień, gdy wieje wiatr wcale nie jest taki łatwy. Dzień odpoczynku i ruszamy dalej.
Brak zmęczenia, wiatru, upału- tak wyglądał kolejny dzień podróży przez Francję. Na zewnątrz coraz cieplej, a my kontynuując podróż docieramy do historycznego zakątka Francji- Poitiers. Miejscowość kojarzona z bitew trochę się pod tym względem z nami utożsamia, ponieważ także i my podczas wyprawy toczymy bitwę ze swoimi słabościami. Przejeżdżając ostatniego dnia przez Francję mogliśmy dostrzec piękne winnice, gdzie dojrzewają już winogrona. Trzynasty dzień to spokojna, mało wymagająca trasa. Jednak to, co dobre, kiedyś się kończy. Po spokojniejszych francuskich trasach czeka nas kolejna walka- tym razem z hiszpańskimi wzniesieniami.
Dwa tygodnie podróży i witamy kolejny kraj. Hiszpania przywitała nas pięknymi krajobrazami, ale także i wzniesieniami. Już pierwszego dnia w Hiszpanii mieliśmy nocleg w szczególnym „albergue”, gdzie za ścianą czekał nas widok na katedrę w Victoria Gasteiz. I tutaj pora na wyjaśnienie wszystkim, czym są wyżej wymienione albergue. Są to schroniska noclegowe dla pielgrzymów zmierzających do Santiago de Compostela. I właśnie w takich schroniskach mieliśmy możliwość noclegu podróżując przez Hiszpanię. Najtrudniejszy dzień podróży to dzień 15. Trzykrotnie zdobywane wzniesienie dało się nam mocno we znaki, jednak nic nas nie złamie, gdy do celu coraz bliżej. I choć jak wspomniano na początku Hiszpania powitała nas pięknymi krajobrazami, to niestety żegnała nas nieco smutniejszym widokiem. Docierając do Bargancy zobaczyliśmy jakie szkody w naturze uczyniły pożary w 2022 roku. Ale nieco smutniejsze pożegnanie zrekompensowało nam miejsce ostatniego noclegu. Bo spać w murach średniowiecznego miasta to jest jednak coś, a do naszych serc wlewa się ogrom radości, ponieważ… Wjeżdżamy do Portugalii.
Bom dia Portugalio!! Bom dia Lizbono!!
W opisach podróży częściej mówimy o trudnościach, a rzadziej o dobrych i pięknych momentach, które nas spotykają. A właśnie jednym z takich momentów był 15-kilometrowy zjazd w Portugalii. Jak mówi młode pokolenie- to był sztos!!! I zostało nam tylko 100 km do jednego miasta, które jest nazywane perełką architektoniczną Portugalii, a mianowicie do Porto. Rozpoczynając 19 dzień naszej wyprawy już czuliśmy jak ten kraj żyje przygotowaniami do Światowych Dni Młodzieży. Wszystko za sprawą spotkania grupy francuskiej w Vila Real, a następnie hiszpańskiej w Porto. Na koniec dnia nocleg u przemiłej portugalskiej rodziny. Kolejny dzień to 113 km do miasteczka Coimbra. I co się okazuje- nie tylko w Polsce mamy ścieżki rowerowe przy brzegach wód. W Polsce mamy naszą malowniczą VeloCzorsztyn, natomiast w Portugalii Eurovelo 1. Trzeci tydzień naszej wyprawy- kiedy to minęło. Ale lepszego dnia nie mogliśmy sobie wybrać, aby dotrzeć do najważniejszego miejsca w Portugalii. I myślę, że nawet nie tylko w Portugalii, ale do jednego z najważniejszych chrześcijańskich miejsc w Europie. Odpoczynek przed wielkim finałem naszej wyprawy spędzamy w Fatimie.
Aż wreszcie docieramy do celu. Po 155 km dotarliśmy do miasta, do którego w ostatnim czasie przybywają miliony młodych ludzi. Przybyliśmy i my, na rowerach pokonując kolejne kilometry wzniesień i płaskich ścieżek. Pokonywaliśmy siebie, swoje słabości, walczyliśmy z własną motywacją, czasami z niechęcią i złością na samego siebie. Pokonaliśmy daleką drogę i wcale nie chodzi o tę odległość z Krakowa do Lizbony. Chodzi raczej o drogę wewnętrznego dojrzewania do bycia konsekwentnym pomimo wszystko, drogę bycia wiernym swoim decyzjom i pomysłom. Nieraz właśnie taka droga bywa najtrudniejsza.
Czy coś można napisać więcej podsumowując tę opowieść? Myślę, że nie ma piękniejszych słów niż jedno- wdzięczność i radość. Po pierwsze z tego, że tutaj dotarliśmy, a po drugie, że dane nam było doświadczyć tam ogromnej dobroci i motywacji od innych, że ciężko opisać to słowami. Kto wie, może po przeczytaniu tej historii to właśnie TY dołączysz do ekipy „Rowerowe ŚDM”.